Nie od dziś wiadomo, że wiele instytucji kultury mniej lub bardziej jest upolityczniona. Czasami są to naciski aktualnych władz na dyrektorów, niejednokrotnie duże części kadr powoływane są wyłącznie kluczem politycznym zamiast kompetencyjnym. W takich miejscach przedwyborczy zamęt jest niejako wpisany w codzienność zawodową i raczej nie jest zaskoczeniem. Tam gdzie wpływów nie ma lub na pierwszym miejscu stawia się kulturalne dobro mieszkańców, często pojawiają się kłopoty.
Rozbieżne cele?
Instytucja kultury oraz organizator zasadniczo mają ten sam cel. Najogólniej rzecz ujmując ich działania powinny prowadzić do poprawy jakości życia mieszkańców. Skoro tak, to skąd biorą się konflikty? Rozumienie tej poprawy jest inaczej definiowane przez każda ze stron. Celem niemal każdej instytucji kultury jest upowszechnianie kultury, edukacja kulturalna i artystyczna. Te działania mają popoprawiać jakość życia uczestników i odbiorców kultury. Organizator zaś, czyli w większości Jednostka Samorządu Terytorialnego ma szerszy katalog zadań, a kultura jest jednym z nich. Burmistrzowie, Wójtowie, Prezydenci, Starości, Marszałkowie często nie chcą pamiętać, że ośrodki kultury w świetle prawa są autonomicznymi jednostkami, również jeżeli chodzi o dobór działań do realizacji celów statutowych. Wykorzystują oni te instytucje jako narzędzia do realizacji własnych celów, które choć finalnie mogą służyć poprawie jakości życia mieszkańców, to jednak nie raz wybiegają poza obszar kultury i sztuki, która schodzi na dalszy plan. Finansowanie usług, których urząd nie może finansować lub nie chce, obsługa wydarzeń niekulturalnych, przechowywanie osób politycznych na etatach, prowadzenie działań, które powinny być zadaniami innych instytucji (sport, plaże, baseny, pomoc społeczna…), wydarzenia na zlecenie, działania wręcz propagandowe, opłacanie promocji włodarzy, publikacja w mediach społecznościowych materiałów i relacji nie mających nic wspólnego z działalnością statutową oraz zapewnianie rozrywki to codzienność setek ośrodków kultury. I choć większość z tych rzeczy, to działania dla dobra mieszkańców, to w wielu wypadkach instytucje kultury zasypane takimi zadaniami „z góry” nie realizuje własnych celów, ponieważ nie mają na to środków lub fizycznie czasu.
Przedwyborcze piekło
Zbliżają się wybory samorządowe, czyli trudny czas dla instytucji kultury, ale przede wszystkim osób tam pracujących. Jak wspomniałem na początku często w zespołach ośrodków kultury są osoby powołane politycznie. Większość z nich liczy się z tym, że wybory mogą zadecydować o ich przyszłości. Zaangażowanie takich osób w kampanie (jawnie lub skrycie) po stronie aktualnej władzy nie dziwi. Instytucja kultury jest wciągana w kampanie, a jej zasoby używane do prowadzenia tej kampanii. W takich sytuacjach kontrkandydaci wyborczy często wyciągają i nagłaśniają wszystkie niedociągnięcia i potknięcia takiej jednostki . Zwłaszcza w małych miastach finalnie ośrodek kultury staje się przyczyną skłócania i dzielenia społeczności lokalnej, zamiast być miejscem spotkania poglądów, idei oraz miłego spędzania czasu.
Kulturalni zakładnicy
W przedwyborczym czasie najgorzej mają te instytucje i osoby w nich zatrudnione, którym najważniejszymi są działania w obszarze kultury i sztuki, nie zaś polityka. Stają się oni zakładnikami i ofiarami działań prowadzonych przez wszystkie strony ubiegające się o wygranie wyborów. Jeżeli organizator jest świadomy kulturalnie, czuję kulturę i wie że jest ona ważna, to współpracuje z instytucją kultury przez całą kadencję tak, że w oczach odbiorców i ośrodek kultury działa dobrze, a z jego oferty chętnie korzystają uczestnicy. Jeżeli nie, to przed wyborami często nasilają się naciski na kadry i dyrekcję. Pojawiają się polecenia intensywniejszej organizacji wydarzeń z nastawieniem na ilość uczestników, nie koniecznie o dobrej jakości. Zazwyczaj to festyny i spotkania, których stałymi punktami programu są wystąpienia aktualnych władz i rozdawanie darmowych upominków oraz poczęstunek. Nie jedna osoba pracująca w kulturze, musi pracować przy działaniach i wydarzeniach, które są sprzeczne z jej wartościami lub pod którymi po prostu nie chciała by się nigdy podpisać. Konsekwencją tego często jest łatka bycia „człowiekiem władzy”, mimo iż zawsze było się daleko od niej robiąc codziennie swoją kulturalną pracę. Rzadko też o tym się nie mówi głośno, ale od dyrektorów wymaga się, by nie współpracowali lub nie realizowali zadań z osobami, które są traktowane za przeciwników politycznych lub po prostu krytykują aktualną władzę. Jest nacisk na niepodejmowania wspólnych działań, nawet jeśli byłyby to działania najlepsze dla mieszkańców.
Z drugiej strony jest opozycja i wszystkie środowiska krytykujące aktualną władze. Z moich obserwacji wynika, że w tej grupie można wyróżnić dwa rodzaje osób. Jedne traktują instytucję kultury jako narzędzie aktualnych władz (nawet wtedy, jeżeli osoby tam pracujące i jej polityka jest autonomiczna i niezależna od władz). Drudzy próbują wspólnie działać z ośrodkami kultury realizując wspólne inicjatywy, będąc partnerami, przy okazji wykorzystując zasoby publiczne do własnych celów politycznych. W pierwszej sytuacji kadry kultury są ofiarami i zakładnikami sytuacji, ponieważ mimo iż robią, to co do nich należy, to oskarżane są o bycie ludźmi władz. Bywa tak, że to się odbija finansowo na instytucji, gdy potencjalni sponsorzy nie chcę podejmować współpracy, oświadczając, że nie będą wspierać „aktualnej władzy” i „ludzi burmistrza”. W drugiej zazwyczaj są w niezręcznej sytuacji, bo wspierając działania, które są skierowane do mieszkańców mogą narazić się na nieprzyjemności ze strony aktualnej władzy. Gdy wejdą w dobre relacje z kimś z opozycji, może być tak, że zostanie to wykorzystane przeciwko nim. Niestety wielu burmistrzów i wójtów tak dąży do utrzymania władzy, że jest gotowa poświęcać potencjały i zaangażowanych społecznie ludzi, żeby tylko nie okazało się że ktoś zrobił wartościowe i atrakcyjne wydarzenie bez udziału władz.
Przed nami pięć trudnych miesięcy. Co robić? Wielu powie, żeby robić swoje. Nie zawsze jednak „swoje” wystarczy, żeby nie być wciągniętym w bezsensowne spory i nieetyczne działania. W takich sytuacjach warto zawsze być człowiekiem, człowiekiem kultury, któremu najważniejsze są dobro uczestników, współtwórców i odbiorców kultury. To dzięki nim tak naprawdę ośrodki kultury i osoby je tworzące mają zasadność istnienia. Byle do wiosny!