Bycie dyrektorem instytucji kultury, to nie jest możliwość wydawania poleceń. To nie jest bywanie na rautach i promowanie się z ludźmi ze świata sztuki, polityki lokalnej czy krajowej. To odpowiedzialność za ludzi, którymi się kieruje oraz za odbiorców, dla których istnieje instytucja.
Czemu zdecydowałem się stanąć do konkursu na dyrektora instytucji kultury? Chciałem mieć realny wpływ na kształt kultury w moim mieście, w którym żyję od urodzenia, a ród od pokoleń. O ile długo się zastanawiałem czy zacząć pracę w instytucji kultury w swoim mieście, o tyle czy wziąć udział w konkursie gdy nadarzyła się okazja – już nie. Zaufano mi i powierzono pełnienie tej funkcji. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje wyobrażenie.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma
Jeżeli komuś się wydaje, że dyrektor się nudzi, to rzeczywiście mu się wydaje albo spotkał się z dyrektorem, który nigdy nie powinien nim zostać. Często jest tak, że dyrektor jest postrzegany jako ten, który przyjdzie powie kilka słów, zabłyśnie, kolokwialnie rzec ujmując dorabia się na garbie pracowników. Ja będąc dyrektorem często starałem się eksponować zespół. To dzięki tym ludziom moje wizje mogły być wprowadzane. Często też brałem ich zdanie pod uwagę i zawsze działałem dla ich dobra. Choć najczęściej, oni nie mieli o tym w ogóle zielonego pojęcia. Dyrektor często dysponuje wiedzą, której nie mają pracownicy. Ma świadomość wielu zagrożeń, które czekają instytucje i szersze spojrzenie. Podwyżek nie daje, nie dlatego że żałuje na nie pieniędzy, a dlatego że wie, że jak da podwyżki, to zabraknie w październiku na wypłaty. To praca po godzinach, kiedy pracownicy nie widzą. To ciągła troska o dobro instytucji i kadry. To zamartwianie się w niedzielę o 23 jak uruchomić instytucję, ponieważ dwójka pracowników wylądowała na L4. To sterty sprawozdań i gąszcz przepisów. To w końcu odpowiedzialność karna i finansowa, za działania na które czasami nie ma wpływu. To przyjmowanie krytyki organizatora, radnych czy niezadowolonych mieszkańców. To trudne decyzje kadrowe, które trzeba podjąć by ratować zespół. To relatywnie małe pieniądze za godziny pracy, stres i niepewność. To brak osób, którym mógłby się zwierzyć i wyżalić. Ja zostając dyrektorem nie wiedziałem na co się piszę.
Śliskie fotele
Dyrektor instytucji kultury to bardzo ciężki kawałek chleba. Mawia się, że są to śliskie fotele. Często dyrektor, zwłaszcza w małych miejscowościach uważany jest za „człowieka wójta”, a nie kultury. Bardzo jest to krzywdzące wobec dyrektorów z poczuciem misji, oraz wójtów którzy doceniają wagę kultury i wspierają ją. Rzadko się zdarza, żeby ze zmianą władz nie nastąpiła zmiana dyrektora instytucji kultury. O ile są przesłanki merytoryczne do takich zmian, to jestem jak najbardziej ich zwolennikiem. Jeżeli zaś zmienia się dobrych dyrektorów tylko dlatego, bo byli powołani przez poprzednich włodarzy lub co gorsza, bo trzeba dać pracę swoim, to już można nazwać to patologią władzy.
Po co konkursy?
Często ogłaszane są konkursy, które wiadomo kto wygra. Co ciekawe niejednokrotnie prawo pozwala na powołanie kandydata w trybie pozakonkursowym. Niestety organizatorzy nie korzystają z niego. Co nimi kieruje? Zapewne chcą stworzyć pozory uczciwości i obiektywności. Moim zdaniem takie ustawiane konkursy przynoszą więcej szkody niż pożytku wizerunkowego. O ile konkurs odbywa się „po cichu” to jakoś się to rozchodzi po kościach. Inaczej jest, jak wiadomo kto startuje, a następnie wygrywają kandydaci słabsi, ale powiązani w jakiś sposób z organizatorem. Budzi to często niesmak, nie tylko branży, ale również mieszkańców. Czy warto brać udział w konkursach z podejrzeniem o ustawienie? Oczywiście! Być może to plotki konkurentów, być może osoba naznaczona nie dopełni obowiązków lub gdy się dowie z czym naprawdę przyjdzie jej się mierzyć i za jakie pieniądze zrezygnuje sama. Wielu wartościowych dyrektorów właśnie w taki sposób trafiło na swoje stanowisko.
Zawsze trzeba pamiętać złotą zasadę: dyrektorem się bywa, człowiekiem się jest. Gdy już się znajdziesz na tym stanowisku pamiętaj, że nic nie trwa wiecznie. Dobre imię buduje się długo, zaś traci szybko. Cytując profesora Bartoszewskiego: „warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca”.