W małych miejscowościach dyrektor lub pracownicy instytucji kultury często są aktywni poza pracą na etacie. Niejednokrotnie działają w obszarach, które się pokrywają z zadaniami placówki kulturalnej. W oczach odbiorców lub partnerów często granice tych ról nie istnieją.
Strażak, gospodyni wiejska, sportowiec, chórzysta…
W małych społecznościach częstymi partnerami ośrodka kultury są stowarzyszenia i różne organizacje. Ochotnicze straże pożarne, kluby sportowe, wspólnoty parafialne, zespoły ludowe, koła gospodyń wiejskich, stowarzyszenia historyczne czy charytatywne. Te wszystkie grupy skupiają osoby, które chcą coś zrobić razem z innymi lub dla innych. Dom kultury jest idealną przestrzenią do spotkań, działań i nawiązywania współpracy. To często pracownicy lokalnej instytucji kultury wspierają merytorycznie lub fizycznie owe grupy podczas wydarzeń przez nie organizowanych. Często są członkami tych stowarzyszeń i grup od dawna, jeszcze przed rozpoczęciem pracy zawodowej. Nie mniejszą grupę stanowią osoby, które poznając organizacje podczas pracy w instytucji postanawiają do niej wstąpić. Zdarza się też, że dyrektora lub dyrektorkę instytucji zaprasza się na członka honorowego jakiegoś stowarzyszenia. Zazwyczaj zarządzający nie odmawiają tego zaszczytu.
Dwie strony medalu
Bycie aktywnym członkiem stowarzyszeń, które działają w podobnym obszarze i na tym samym terenie co instytucje kultury ma swoje zalety, ale może też przysparzać problemów. Z jednej strony przygotowując wydarzenia znamy dobrze zasoby organizacji partnerskich, co na poziomie organizacyjnym bardzo ułatwia pracę. Pracownicy instytucji będący członkami organizacji pozarządowych wiedzą, na ile mogą liczyć i kogo zaangażować. Zazwyczaj praca podczas wspólnych wydarzeń jest traktowana jako praca na etacie, a nie w ramach stowarzyszenia. Z drugiej strony zdarzyć się może, że instytucja głównie współpracuje z organizacjami, do których należą jej pracownicy, zaś wszystkie inne są marginalizowane. Do zawieszenia współpracy między instytucją, a grupą może dojść, gdy któryś z pracowników (prywatnie członków stowarzyszenia) kończy współpracę szczególnie w niemiłych okolicznościach. Być może to przypadek, ale taki scenariusz niedawno przerabiało Towarzystwo Przyjaciół Choroszczy, którego jestem członkiem. Po moim odejściu z centrum kultury na jakiś czas ustał kontakt z prezesem towarzystwa, a wspólne projekty instytucja zaczęła prowadzić samodzielnie. W tej chwili wszystko wróciło do normy. Same stowarzyszenia, w których szeregach działają pracownicy instytucji kultury mają łatwiejszy dostęp do wsparcia tych jednostek. W skrajnych przypadkach poza postawą bardzo roszczeniową może się to skończyć pewnego rodzaju zawłaszczeniem instytucji do własnych celów, ignorując potrzeby innych. Warto pamiętać, że domy kultury są miejscami wszystkich mieszkańców, a nie tylko określonej grupy.
Jak nas widzą, tak nas…
Obserwując to wszystko z zewnątrz osoby postronne mogą czuć się zdezorientowane. Nie zawsze wiadomo kiedy w jakiej roli jest pracownik (społecznej czy instytucjonalnej). Przychodząc z propozycją współpracy (angażującej kilka podmiotów), jeśli nie ustalimy tego na początku, nie wiadomo czy rozmawiamy tylko z przedstawicielem instytucji, czy może też organizacji społecznej. Wielu dyrektorów jest prezesami lokalnych klubów sportowych. Jeżeli instytucja przez nich kierowana zarządza dodatkowo stadionem czy orlikiem to tylko kwestia czasu, aż pojawią się zarzuty o faworyzowanie własnego klubu w dostępie do obiektów (nawet gdy są bezzasadne). Tak samo bywa z udostępnianiem sali czy infrastruktury kulturalnej. Osobną sprawą jest to, że te organizacje gdzie działają pracownicy instytucji kultury zazwyczaj robią to prężnie, stąd też częsta współpraca. W zewnętrznym postrzeganiu może się zatrzeć granica, kto jakie obowiązki pełni. Instytucji mogą być przypisywane działania organizacji. Jeżeli chodzi o dobre praktyki, to problemu nie ma. Gorzej dzieje się gdy sprawy mogą budzić emocje lub konflikty. Doświadczyłem sytuacji, gdzie wymagano od instytucji aby podjęła działania w sprawie, której nie była stroną. Chodziło o usunięcie rzeźby, którą „postawił ówczesny dyrektor centrum kultury”. Rzeźba była ustawiona co prawda z inicjatywy tego dyrektora, ale jako przedstawiciela Towarzystwa Turystycznego ze środków Wojewody. W zbiorowej pamięci jednak zapisał się obraz taki, że to działanie wyłącznie instytucji kultury.
Czy bycie w stowarzyszeniu i praca w instytucji kultury to konflikt interesów? Jeżeli podchodzimy do tego uczciwie i profesjonalnie to zdecydowanie nie. Raczej jest to szansa na lepsze działanie ośrodka i budowanie partycypacyjnego modelu domu kultury. Wówczas wszyscy są zadowoleni.
Razem możemy więcej!